"Venom. Tom 1", Donny Cates - [RECENZJA]

Egmont wydał w Polsce pierwszą część runu "Venoma" autorstwa Donny'ego Catesa. Czy odważne podejście do słynnego przeciwnika Spider-Mana jest godne uwagi?
Tak się jakoś składa, że od kilku lat gdy wychodzi nowy film Marvela, premiera ma swoje odbicie w komiksach. Tak było w przypadku Venoma - jednej z najsłynniejszych postaci krążących wokół Spider-Mana. Prawdopodobnie w związku z premierą filmu "Venom" z Tomem Hardym w roli tytułowej, przedstawiciele Marvel Comics postanowili powołać kilka lat temu do życia zupełnie nowe przygody popularnego Symbiota. I tak powstał kontynuowany do dziś czwarty volume serii "Venom", którego pierwsze 12 zeszytów zadebiutowało w czerwcu 2021 roku na polskim rynku.
Wspomniana powyżej korelacja między filmami i komiksami nie jest dosłowna. Papierowe serie nie mają zazwyczaj za dużo wspólnego z kinowym tytułem i vice versa. Twórcy komiksowi przewidują jednak zwiększone zainteresowanie postacią, która pojawi się w filmie i z tego powodu ładują w nią potencjał twórczy. Przy okazji nowa seria działa jak reklama filmu wśród czytelników komiksów, bo zazwyczaj ukazuje się na kilka miesięcy przed premierą produkcji kinowej.
W pierwszej połowie 2018 roku Venoma pod swoje skrzydła dostał Donny Cates - jeden z popularniejszych ostatnimi czasy twórców Domu Pomysłów, który kilka miesięcy wcześniej zaprezentował solowe przygody Thanosa. Scenarzysta postanowił zdekonstruować złożoną historię Eddiego Brocka i jego Symbiota. Pomogło mu w tym kilku rysowników. W wydanym przez Egmont Polska tomie 1 "Venoma" są to Ryan Stegman, Joshua Cassara i Iban Coello. Warto podkreślić, że komiks w Polsce ukazał się pod szyldem nowej serii nazwanej Marvel Fresh.
Historia prezentuje dalsze losy Brocka, który ponownie wszedł w posiadanie Klyntara znanego jako Venom. Z kosmicznym pasożytem jest jednak coś nie tak. Brocka i Venoma nękają dziwne koszmary dotyczące bardzo dawnych czasów, w których pojawia się prastare zło przemawiające zapomnianym językiem. Coś ciągnie parę w kierunku przerażającego potwora rodem z legend. Przy okazji wpadają też na trop kolejnej tajnej operacji S.H.I.E.L.D., która łamała wszelkie zasady dotyczące bezpieczeństwa żołnierzy i moralności dowódców. Koniec końców okazuje się, że wszystko zmierza do odpowiedzi na zagadkę, którą jest pradawny bóg Symbiotów.
Tak przedstawia się fabuła pierwszych sześciu numerów zawartych w tym tomie, bo zbiór jest wyraźnie podzielony na pół. Pierwsza część to spektakularne, umiarkowanie trzymające w napięciu blockbusterowe widowisko, które zawiera występ gościnny Spider-Mana. Część druga jest bardziej osobistą wędrówką po zniszczonej latami życia z Symbiotem psychice Brocka, który musi rozliczyć się z własną przeszłością, przy okazji poznając brutalną prawdę o sobie samym i swoim "cieniu".
Nie ukrywam, że druga część jest o wiele ciekawsza pod względem budowania postaci, narracji i eksploracji głównych bohaterów, czyli Eddiego i Venoma. Pierwsza to standardowe superhero, chociaż w znacznie mroczniejszym odcieniu niż zazwyczaj, posiadające jednak pewien niepodważalny atut - nowy rozdział w historii rasy Klyntarów. Cates odważył się bowiem na kolejny krok w historii Symbiotów, dopisując, a czasami rewolucjonizując ważne fakty na temat kosmitów. Zmyślnie połączył genezę Klyntarów z głośną historią o Thorze, w której zadebiutował Gorr. Jest więc w tym komiksie dużo nowości na temat Venoma i jego pobratymców, które rzucają nowe światło na te kosmiczne organizmy.
W drugiej części Cates podążył tym samym tropem w pozostałych sześciu zeszytach, tym razem biorąc na warsztat wątki o znacznie mniejszej skali - relację Eddiego z Venomem oraz przeszłość głównego nosiciela czarnego Symbiota. Scenarzysta postanowił pozmieniać pewne wątki w biografii Brocka, posiłkując się sprytnymi rozwiązaniami fabularnymi. Z kilku postaci zrezygnował, a kilka wprowadził do świata Venoma, nieco rewolucjonizując podejście do tej postaci.
Chociaż zmiany nie są jakoś szczególnie drastyczne i o historii zawartej w 1. tomie "Venoma" można mówić co najwyżej w kategoriach lekkiego rebootu czy może raczej revampu, nie wszystkim przypadły one do gustu i przez niektórych czytelników zostały potraktowane niemal jak świętokradztwo. Cates dostawał bowiem pogróżki od "fanów" za to, co zrobił z Venomem. Oczywiście - niektóre pomysły są faktycznie wtłoczone trochę na siłę, inne mogą nie spodobać się czytelnikom zaznajomionym z dawniejszymi komiksami o Symbiocie, ale scenarzysta nie odkrył w tej serii Ameryki, ani nie przegiął też w drugą stronę jak wielokrotnie w historii Marvela miało to miejsce.
Trudno ocenić rewolucyjność komiksu sprzed trzech lat, kiedy najbardziej spektakularne pomysły Catesa, globalnie są obecnie już czymś, co wpisało się w krajobraz uniwersum Marvela. Przyznam się, że po raz pierwszy czytałem te numery, gdy ukazywały się na rynku amerykańskim, więc ponowna lektura nie była już tak zaskakująca jak kilka lat wcześniej. Jeśli jednak ktoś uchował się od spoilerów, powinien poczuć zaskoczenie sięgając po wydanie zbiorcze Egmontu.
Scenariuszowo jest więc różnie, bo niektóre pomysły Catesa mogą budzić wątpliwości, ale generalnie większość fabularnych wodotrysków spełnia swoje zadanie i przede wszystkim dodaje kolejną cegiełkę w budowaniu Symbiotów i samego Brocka. Co do rysunków to Stegman, Cassara i Coello mają bardzo podobne style, więc w zasadzie ciężko zauważyć zmianę rysownika. Najmocniej wyróżnia się chyba kreska Stegana, która jest bardziej szczegółowa i "obła" niż w przypadku dwóch pozostałych artystów. Fani typowych historii superbohaterskich powinni być zadowoleni.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że Cates odrobił pracę domową i na każdym kroku odnosi się do poprzednich serii o Venomie. Czasem je wykorzystuje, by pociągnąć niektóre wątki, częściej jednak postanawia je rozłożyć na czynniki pierwsze i wywlec na drugą stronę, zmuszając czytelnika do ponownego spojrzenia na pewne fakty z życia Venoma i jego żywiciela. Niektóre pomysły Catesa zostały przeniesione na ekran przez twórców filmu, ale mam wrażenie, że w drugiej połowie tomu, wygląd Brocka został zmieniony, by upodobnić go do Toma Hardy'ego, więc inspiracje w działają w dwie strony.
Polskie wydanie liczy 280 stron i zostało obleczone w miękką okładkę typową dla serii Marvel Fresh. Na końcu znajdują się oczywiście dodatki w postaci wielu okładek alternatywnych zeszytów zawartych w tym tomie. Tłumaczenie Zofii Sawickiej jest bardzo dobre, chociaż nie zabrakło pewnego błędu, nad którym ciężko przejść obojętnie. W polskim wydaniu pojawia się bowiem wzmianka o kostiumie nazwanym Jury. W oryginale pada słowo "outfit", które może być tłumaczone jako kostium, ale również jako "ekipa". Chodzi oczywiście o ten drugi wariant, który odnosił się do grupy The Jury znanej z miniserii "Venom: Lethal Protector". Niewykluczone jednak, że błąd nie leży po stronie tłumaczki, tylko redakcji, która ingerowała w przygotowany wcześniej tekst polski. Nie podoba mi się też standardowa dla Egmontu niekonsekwencja w tłumaczeniu niektórych nazw własnych czy przydomków postaci. Zamiast nazywać Makera "Stwórcą", można by zostawić oryginalną formę i dać ewentualny przypis z dosłownym polskim znaczeniem jego imienia. Jest to jednak zarzut dość arbitralny, chociaż decyzja tłumaczki tworzy czasami kuriozalne sytuacje.
Słowem zakończenia, "Venom. Tom 1" to przyzwoity komiks, ale nie spodziewajcie się po nim szczególnie dużo, chyba że nie mieliście pojęcia o rewelacjach na temat Symbiotów przygotowanych przez Catesa. W takim wypadku jest to bardzo ciekawy rozdział w historii Venoma i całej rasy, która na przestrzeni lat była już wielokrotnie retconowana. "Venom. Tom 1" pozycja szczególnie polecana wszystkim fanatykom Symbiotów. Stanowi ważną i interesującą część biografii Brocka i Venoma, ale nie jest to tytuł, który spodoba się wszystkim czytelnikom.
Ocena 7/10
Oceń artykuł