Gwiazdor "Harry'ego Pottera" cudownie zareagował na wieść o śmierci jego bohatera

Śmierć lubianych postaci zawsze boli - czy to w książkach, czy komiksach, czy grach wideo. Niewątpliwie zgodzi się z tym James Phelps, który grał Freda Weasleya w filmach z serii "Harry Potter".
James Phelps wcielał się we Freda Weasleya od czasów pierwszej części, czyli "Kamienia filozoficznego". Mężczyzna nie miał bladego pojęcia, że jego postać zginie w 7. części książek. Dlatego też, gdy zabrał się do lektury "Insygniów śmierci" nie był przygotowany na emocjonalne rozstanie ze swoim bohaterem.
Gwiazdor Harry'ego Pottera miał cudowną reakcję na wieść o śmierci swojej postaci
Aktor niedawno udzielił wywiadu portalowi Metro, w którym opowiedział o całej sytuacji. Okazało się, że akurat był w Japonii:
Książka dopiero co wyszła, więc znalazłem angielskojęzyczną kopię. Jechałem pociągiem i doszedłem w końcu do fragmentu, w którym Fred ginie. Byłem w wielkim szoku - nie spodziewałem się, że aż tak przywiązałem się do tego bohatera. Kompletnie mnie to zaskoczyło. Byłem zszokowany, że Fred zginął.Dlatego też, byłem w słabym stanie emocjonalnym. Aż tu nagle przychodzi kanar i zaczyna mnie szturchać, krzycząc "bilet, bilet!". Jedyne, co mogłem zrobić, to popatrzyć na niego i powiedzieć dosłownie: "Koleżko, dopiero co umarłem. Mógłbym mieć chwilę dla siebie?".
Trochę rozumiemy taką reakcję - każdy miał swojego ulubieńca. Niektórzy mogli tak zareagować po śmierci Syriusza, inni mogli płakać po Lupinie. Dlatego solidaryzujemy z Phelpsem i po latach składamy kondolencje.
Oceń artykuł