Próba godnego pożegnania przyjaciela - "Black Panther: Wakanda Forever" [RECENZJA]

09.11.2022 18:57
Próba godnego pożegnania przyjaciela - "Black Panther: Wakanda Forever" [RECENZJA] Fot. Marvel Studios/Associated Press/East News

Już 11 listopada 2022 roku w kinach pojawi się film "Black Panther: Wakanda Forever". Czy warto obejrzeć nową produkcję MCU? Sprawdzamy.

Black Panther: Wakanda Forever - recenzja

Reżyser i współscenarzysta Ryan Coogler nie miał przed sobą łatwego zadania. Nie dość, że jego poprzedni film był nominowany do Oscara i stał się jednym z najlepiej zarabiających obrazów w historii, to na domiar złego w okresie preprodukcji "Black Panthera 2" doszło do tragedii - po wieloletniej chorobie zmarł Chadwick Boseman, który genialnie wcielał się w T'Challę/Black Panthera w poprzednich produkcjach Marvela.

To miało ogromny wpływ na to, jak wygląda "Black Panther: Wakanda Forever" i filmu nie da się omawiać bez patrzenia przez pryzmat tej straty - jest on bowiem w gruncie rzeczy jedną wielką laurką dla Chadwicka Bosemana, próbą oswojenia się z myślą, że ktoś bliski obsadzie i twórcom zmarł, a następnie odpowiedzią na pytanie: co dalej? W niektórych scenach można mieć wrażenie, że aktorzy wręcz improwizują, dzieląc się swoimi własnymi przeżyciami i przemyśleniami, a nie odgrywają napisane przez Cooglera sceny. To właśnie w takich momentach 'Wakanda..." lśni najjaśniej.

Niestety - z ciężkim sercem muszę przyznać, że tych fragmentów w tym długim filmie (2 godziny i 40 minut) było za mało i kiedy fabuła przedstawia nam antagonistów, narastający konflikt i kolejne postaci poboczne, to poziom zaangażowania w produkcję znacznie spada.

Polecamy

Nagle bowiem Wakanda zostaje wplątana w konflikt z podwodnym królestwem Talocan. Jego władca, bóg pierzasty wąż Namor (Tenoch Huerta), w obliczu zagrożenia ze strony "naziemnego" świata postanawia wykonać cios jako pierwszy.

Wtedy też stawia ultimatum księżniczce Shuri (Letitia Wright) - albo Wakanda stanie się jego sojusznikiem, albo będzie pierwszym krajem, który Talocan puści z dymem. Brzmi to wszystko bardzo prosto, ale wierzcie mi - Coogler przez 2 godziny i 40 minut naprawdę stara się pokazać konflikt z różnych stron. Po drodze jeszcze w całą sprawę zostają wplątani agent Ross (powracający Martin Freeman) oraz nastoletnia studentka Riri Williams (Dominique Thorne), która szybko zaprzyjaźnia się z Shuri i nagle robi nam się wielkie zamieszanie.

Wątki nie są sobie jednak równe - konflikt między Wakandą a Talocanem szybko blednie przy znacznie ciekawszej eksploracji tego, jak główni bohaterowie radzą sobie ze stratą T'Challi. Ten, chociaż dla świata był ikoną i potężnym władcą, to przecież dla bliskich był synem, bratem i kochankiem. Niestety temu pierwszemu wątkowi jest poświęcona większa część tego filmu, przez co "Wakanda Forever" cierpi. Na plus jednak wychodzi Cooglerowi ograniczenie żartów i humoru - ten nadal jest obecny, ale w zdawkowych ilościach, dzięki czemu poważny wydźwięk produkcji nie jest zaburzony.

Nierówna jest też gra aktorska obsady - Huerta niestety nie wypada zbyt dobrze jako groźny i bezwzględny lider, a do Killmongera z pierwowzoru nie ma nawet podjazdu. Dominique Thorne w roli Riri jest całkiem okej, ale nie sprawiła, że wyczekuje teraz jej solowych przygód w serialu "Iron Heart". Nawet Lupita Nyong'o nie ma zbyt dużo do grania. Po zupełnie drugiej stronie barykady stoi natomiast Angela Bassett, wcielająca się w królową Ramondę. Aktorka kradnie każdą scenę, w której jest i potrafi bez absolutnie żadnego zająknięcia przejść od szlochającej i zrozpaczonej matki do zimnej, wyrachowanej i potężnej władczyni najgroźniejszego kraju na świecie. Czapki z głów, genialny występ. Jasnymi punktami są także Danai Gurira i Winston Duke - oboje dają dobre popisy.

Po środku znajduje się natomiast Letitia Wright, która jako postać poboczna w poprzednich filmach byłą swojego rodzaju comic-relief i rzucała ciętymi żarcikami, naśmiewając się z "kolonizatorów". Tutaj jest natomiast główną bohaterką, na którą nagle spada nie tylko lawina nowych obowiązków, ale też fala nowych emocji. Shuri była bardzo blisko związana ze swoim bratem i warstwa emocjonalna filmu skupia się właściwie na tym, jak ta młoda kobieta poradzi sobie nie tylko z nowymi wyzwaniami i odpowiedzialnością, ale także żałobą. Mam wrażenie, że to zadanie momentami niestety Wright przerosło. Z drugiej strony widać jednak na pierwszy rzut oka, że aktorka bardzo mocno się starała udźwignąć to brzemię. Dlatego też nie mam serca jej za bardzo krytykować za ten występ.

Polecamy

Na pochwały zasługuje też oprawa audio-wizualna. Efekty specjalne, design kostiumów, scenografia i styl Wakandy oraz Talocanu są przepiękne i stoją na jeszcze wyższym poziomie, niż to, co widzieliśmy w oryginalnym "Black Pantherze". Zresztą nawet pod względem operatorskim film jest naprawdę dobry - ujęcia z "ręki", długie fragmenty bez cięcia, czy sekwencje podwodne potrafią zachwycić i wyróżniają pozycję na tle innych marvelowych tworów. Natomiast kompozytor Ludwig Goransson na przestrzeni ostatnich lat stał się marką sam w sobie, więc tutaj nic dodawać nie muszę - "Black Panther: Wakanda Forever" tylko to udowadnia.

"Black Panther: Wakanda Forever" jest więc filmem nierównym - takim, który z jednej strony jest pięknym hołdem dla zmarłego przyjaciela i artystyczną próbą poradzenia sobie z żałobą, a z drugiej głośnym blockbusterem. Momentami przynudza nas wątkami postaci pobocznych tylko po to, żeby zaraz nas złapać za serce i zachwycić wrażliwością, przejmującą grą aktorską i świetnymi dialogami. Zanęcić atmosferą, pięknymi widokami i nastrojową muzyką, po to, by dać nam niezbyt potrzebną sekwencję walki.

Więc chociaż mam wobec produkcji poważne zarzuty, to ilość serca, które włożyli w "Wakanda Forever" Ryan Coogler, Angela Bassett i Letitia Wright jest wyczuwalna od pierwszych minut i dlatego też odzwierciedla to pozytywna ocena.

Ocena: 6/10

PS. Jeżeli nie byliście fanami "Black Panthera", to możecie sobie bez najmniejszych wątpliwości odpuścić wizytę w kinie. 

Polecamy
Kamil Kacperski
Kamil Kacperski Redaktor antyradia
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.