Karolina Woźniak
13.02.2019 12:07
Karolina Woźniak
13.02.2019 12:07

Niektórzy jeszcze nie ochłonęli po koncercie Guns N' Roses, który odbył się 9 lipca 2018 roku w Chorzowie, a już po ponad pół roku do Polski znowu zawitał Slash. Tym razem towarzyszył mu Myles Kennedy i The Conspirators. To już czwarty koncert w Polsce, który gitarzysta zagrał właśnie w takim składzie, ale wróćmy do początku...

Na dworze był mróz, a tłumy ludzi wytrwale czekały pod wejściami do Atlas Areny. Jednak już o 18:30 bramy zostały otwarte i tłum powoli zaczął wchodzić do środka. Po godzinie czekania na scenę wszedł zespół Afromental. Po problemach z nagłośnieniem publiczność zaczęła się trochę martwić o dalsze losy koncertu. Jednak sytuacja została szybko opanowana.

Slash w Łodzi

Osoba, która przechodziłaby obok łódzkiej Areny nie musiałaby patrzeć na billboardy, żeby wiedzieć, na jaki koncert zmierzają tłumy ludzi. Ludzie poubierani byli w koszulki z motywem okładkowym najnowszego albumu gitarzysty. Jednak w tłumie były również osoby, które miały na sobie koszulki Guns N' Roses, ale swoją obecność zaakcentowali również fani Alter Bridge. Jak na tradycje przystało, Antyradio razem z fanami przygotowali niespodziankę dla gitarzysty. Tym razem w rękach publiczności pojawiły się maski, które widzowie mieli ubrać przed wyjściem gitarzysty na scenę.

Akcja fanów na koncercie Slasha Fot. fot: Romana Makówka

Muzycy zaczęli grać punktualnie i rozpoczęli koncert numerem "The Call of the Wild", który otwiera najnowszy krążek Slasha. Mogliśmy usłyszeć jeszcze inne numery z "Living The Dream" m.in.: "Serve Your Right", "My Antidote" czy "Mind Your Manners". Oczywiście nie zabrało utworów z pierwszej solowej płyty Slasha. "Doctor Alibi" został poświęcony Lemmy'emu Kilmisterowi, a przy "Starlight" całą Atlas Arenę wypełniły tysiące światełek.

Gitarzysta zaprezentował materiał ze wszystkich swoich solowych płyt. Fani Guns N' Roses mieli okazję usłyszeć tylko "Nightrain". Gitarzysta w jednym z wywiadów przyznał, że ma na tyle dużo własnych numerów, że nie musi grać utworów Gunsów. Publiczność nie usłyszała również utworu "Slither" grupy Velvet Revolver, który zazwyczaj grał Slash z Mylesem na koncertach.

Nie tylko fani byli podekscytowani. Muzycy również nie kryli swojego zachwytu. Można było odnieść wrażenie, że artyści po zagranym bisie nie chcieli zejść ze sceny. Co usłyszeliśmy na zakończenie koncertu? "Anastasia" i "Avalon" były ostatnimi numerami, które wybrzmiały 12 lutego 2019 roku w łodzkiej Atlas Arenie. Po koncercie Myles Kennedy zszedł nawet do publiczności, która stała przy barierkach pod samą sceną, a Slash rzucił jedną ze swoich zabawek, które ze sobą wozi, w stronę publiczności. 

Warto również dodać, że przed Slashem na scenę wszedł Phil Campbell, były gitarzysta Motorhead, razem ze swoimi synami, z którymi razem tworzą grupę Phil Campbell and the Bastard Sons. Zespół poradził sobie świetnie i konkretnie rozgrzał publiczność przed gwiazdą wieczoru.

Tłum oszalał, kiedy Phil postanowił złożyć hołd swojemu przyjacielowi Lemmy'emu Kilmisterowi, z którym grał w zespole od 1984 roku aż do końca. Gitarzysta razem z synami zagrali przebój Motorhead "Ace Of Spades". Publiczność była mile zaskoczona i rozpalona do czerwoności.

Koncert Slasha w Łodzi zdecydowanie należy do tych udanych. Muzyk kolejny raz udowodnił, na co go stać i że ma jeszcze sporo do powiedzenia. Pozostaje nam tylko czekać na kolejny koncert gitarzysty. Artysta z pewnością jeszcze do nas zawita...

Jak Wam się podobał koncert Slasha?

Karolina Woźniak Redaktor antyradia
Polub Antyradio na Facebooku
CZYTAJ TAKŻE
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.