Max Cavalera: Piłem środek do dezynfekcji rąk

Max Cavalera wspomina swoje muzyczne początki i dawne zmagania z używkami w nowym mini-dokumencie. Wraz z bratem Igorem uczestniczy aktualnie w obchodach dwudziestej rocznicy wydania „Roots”, grając album w całości.
Były lider Sepultury i aktualny frontman oraz gitarzysta Soulfly wspomina w nowym dokumencie, że choć urodził się w Belo Horizonte, większość dzieciństwa spędził w Sao Paulo, gdzie jego ojciec pełnił funkcję włoskiego ambasadora, natomiast matka zajmowała się modelowaniem. W tamtym czasie największym zainteresowaniem bracia Cavalera darzyli piłkę nożną. Niestety, po przedwczesnej śmierci ojca szczęśliwe dzieciństwo chłopaków się skończyło, a rodzina popadła w biedę. Mimo to ojciec zdążył zarazić braci miłością do muzyki - sam grał na gitarze akustycznej i śpiewał włoskie piosenki, a także był wielkim fanem opery. Słuchał dużo muzyki, posiadał wysokiej jakości system audio oraz kolekcję liczącą tysiące winyli, co zaszczepiło w Maxie i Igorze chęć do gry we własnej kapeli.
Następnie Max tłumaczy, jakie zespoły najbardziej wpłynęły na brzmienie Sepultury w pierwszych latach istnienia zespołu, na EP „Bestial Devastation” oraz debiutanckim albumie, „Morbid Visions”. Wymienia europejskie legendy ekstremy - Destruction, Kreator i Celtic Frost. Dodaje, że używali wtedy corpsepaintu, do czego zainspirował ich kultowy szwajcarski Hellhammer, z którego później powstał bardziej ułożony i wysublimowany Celtic Frost.
Mówiąc o swoich najbardziej szalonych latach, Max wspomina:
Byłem niezłym dzikusem w wieku 20 i 30 lat. Myślę, że to było tuż po moich trzydziestych urodzinach, kiedy nieco dojrzałem i wyluzowałem. Zawsze flirtowałem z narkotykami, piciem i innymi rzeczami, które mogły się skończyć naprawdę źle. Raz przedawkowałem w Kanadzie - wziąłem dużo środków przeciwbólowych, sporo wypiłem i obudziłem się w szpitalu. Są też szalone historie o mnie pijącym środek dezynfekujący do rąk w Europie. Chciałem się czegoś napić, a środek dezynfekujący do rąk był jedyną dostępną rzeczą w pobliżu, więc tak to było, wypiłem to. To było dość szalone, bardzo dzikie. W pewnym momencie myślałem, że pewnego dnia dostanie mi się i wyciągnę kopyta. To się jednak nie stało, więc chyba Bóg, czy cokolwiek innego miało co do mnie inne plany i powinienem jeszcze chwilę pokręcić się po świecie.
Owocem nieco spokojniejszego życia i nadchodzącej dorosłości było jednak docenienie kultury rodzimego kraju i tego, co oferuje pod względem muzycznych inspiracji:
Im więcej czasu spędzaliśmy poza Brazylią, tym bardziej docierało do nas, jak wiele fajnych rzeczy jest w Brazylii, wiesz? Czyli potrzebowaliśmy wyjechać z dala od Brazylii, żeby zrozumieć, że w naszym własnym kraju jest wiele świetnych rzeczy, które powinniśmy zgłębić, rozumiesz? Więc… Myślę, że to było połączenie rzeczy, które w małym stopniu pojawiły się już na „Arise” i stały się bardziej widoczne na „Chaos A.D.” z kawałkami typu „Kaiowas” i niektórymi formami rytmicznymi, które grał Igor. Grał bardzo, wiesz, plemienne takty i wtedy, na „Roots” poszliśmy na całość.
Zdaniem frontmana Soulfly, sednem albumu „Roots” była jego spójna zarówno pod względem muzycznym, jak i wizualnym stylistyka:
Wiesz, pojechaliśmy nagrać to z plemieniem i tak dalej, więc to było bardzo, bardzo inne nagranie do zarejestrowania. Rdzeniem tej płyty była cała ta sytuacja z wyjazdem do Brazylii i nagrywaniem z plemieniem, bycie [przez nich] pomalowanym i ten Indianin z przodu, na okładce. To jest cały ten pakiet, to był cały obraz. Cały „Roots”, cały krążek był bardzo stylizowany. To było zajebiste, wiesz… ale to nie było coś, co zdarzyło się ot tak [Max strzela palcami]. To się rozwijało przez lata, rozumiesz…
Według Maxa Cavalery był to krążek, który przełamywał bariery i udowadniał, jak wiele można osiągnąć, jeśli jest się zdeterminowanym:
To jakby jedna z tych płyt, które pokazują, że nic nie jest niemożliwe, wiesz, wszystko jest… może być zrobione, jeśli tego chcesz, rozumiesz? Dlatego dla mnie to był krążek bardzo przełamujący bariery, tak sądzę.
Nie wstydzi się też, że szósta płyta Sepultury zainspirowała liczne kapele, w tym te kojarzone z nu-metalem:
To, czego nauczyłem się o „Roots”, to że metal może być różny, wiesz? Nie musi to być ta sama rzecz raz po raz. W istocie możesz zrobić z tym różne rzeczy. I cieszę się, że wpłynął na te wszystkie kapele, wiesz, włączając w to Slipknota i System of a Down aż po Melechesh i tego typu rzeczy, dlatego uważam, że „Roots” to był w pewnym sensie unikalny album, który przełamał wszelkie bariery.
Max wspomina także o aktualnej trasie z bratem, na której odgrywają „Roots” w całości:
Uważam, że to był zajebisty pomysł, bo sądzę, że wielu ludzi nigdy nie widziało trasy „Roots” ani nic takiego, a to naprawdę… To nawet jeszcze inne niż tamta trasa, bo na trasie „Roots” nie graliśmy wszystkich kawałków, tak jak robimy to teraz, więc teraz idziemy na całość, cały album – dokładnie tak jak na CD – gramy wszystko, nawet włącznie z „Itsári” w samym środku, który jest plemienną pieśnią, na którą nałożona jest perkusja Igora, co jest jakby… To naprawdę świetny moment podczas koncertu. Kiedy wszystko się zatrzymuje i każdy patrzy, jakby oglądał film.
Gitarzysta Soulfly mówi także, co jego zdaniem jest najciekawsze na koncertach granych z okazji jubileuszu płyty:
Zauważyłem na tej trasie, że to moment podczas koncertu, który jest dla mnie najbardziej interesujący, bo na początku widziałem wszystkich jak szaleją, wiesz, moshowanie, circle pit i wtedy, kiedy wchodzi „Itsári” wszyscy przestają i patrzą, wiesz? I wtedy wraca to szaleństwo. Dlatego uważam, że to naprawdę zajebiste. Nie robiliśmy nigdy wcześniej nic takiego. Nie nagraliśmy nigdy całego takiego albumu. Myślę, że to naprawdę czadowe, że ja i Igor możemy to robić po dwudziestu latach.
Założyciel Sepultury wspomina, dlaczego jego zdaniem zarówno starzy jak i młodzi fani są zainteresowani trasą:
Album rozwinął życie wielu osób i sądzę, że dla wielu był bardzo ważny, dlatego wracają i są zadowoleni widząc to teraz, a są jeszcze wszystkie te młode dzieciaki, które nigdy tego nie widziały, nie było ich nawet na świecie, kiedy wychodził „Roots”. Oni też mogą to zobaczyć i brzmi to fantastycznie, bo mamy naprawdę dobry zespół grając z Marcem Rizzo i Johnym Chow, więc to… to naprawdę... naprawdę uważam, że to naprawdę świetnie zrobiony projekt. Dlatego to duży sukces, tak sądzę. Ta trasa jest jedyna w swoim rodzaju.
Pisaliśmy ostatnio o tym, jak Max zwierzył się, że uznał opuszczenie Sepultury za błąd. Powiedział, że powinien był wywalić z kapeli resztę składu, jednak mimo jego braku Sepultura pod wodzą Andreasa Kissera wciąż pcha swój wózek i wypuściła w 2015 roku specjalną EP o tytule „Under My Skin”. Okładka do niej została stworzona z kolażu zdjęć różnych tatuaży, które przysłali fani zespołu.
Aby pokazać fanom kapeli więcej o tym, jak tworzono ten materiał, pokazano drugą część dokumentu „Sepultura Under My Skin - The Mediator UK Tour 2015”. Edytorem i reżyserem tego filmu jest D.O. Blackley z Her Name is Murder Productions.
Sepultura zagrała nowy utwór, „I am the Enemy”, podczas występu, który odbył się 2 lipca 2015 roku w Parque Simón Bolívar w Bogocie, stolicy Kolumbii podczas festiwalu Rock Al Parque. Kawałek będzie zawarty na nadchodzącym albumie grupy. W ciągu kilku miesięcy będzie on wydany nakładem Nuclear Blast. Następca płyty „The Mediator Between Head and Hands Must Be the Heart”, wydanej w 2013 roku został nagrany w Fascination Street Studios w szwedzkim Örebro przy udziale szwedzkiego producenta Jensa Bogrena, który wcześniej pracował między innymi z Opeth, Kreatorem, Paradise Lost, Soilwork, a także Amon Amarth.
Pierwszą część „Sepultura Under My Skin - The Mediator UK Tour 2015” pokazywaliśmy już wcześniej. Oto druga część tego dokumentu:
Odnośnie tego, jak Sepultura nawiązała współpracę z Jensem Bogrenem celem nagrania nowego krążka, gitarzysta Andreas Kisser mówi:
Zrobiliśmy jakby małe rozeznanie na temat różnych producentów, z którymi wcześniej nie pracowaliśmy. Chcieliśmy pracować z kimś nowym, a szwedzka muzyka i scena, kapele jak Meshuggah czy Opeth i wiele innych zainspirowały nas, abyśmy przyjechali tutaj i pracowali z nim. Pracował też z Kreatorem, kapelą z Niemiec oraz Angra, innym zespołem z Brazylii, naszymi przyjaciółmi i byłem pod dużym wrażeniem tego, jak pracował z obiema tymi grupami.
Według Derricka Greena, wokalisty zespołu, następny album będzie kolejnym krokiem, w którym kapela zabierze swoje brzmienie w nowe, wcześniej nieeksplorowane kierunki. To coś, co stało się już znakiem rozpoznawczym Sepultury:
Ten album jest ekscytujący, ponieważ sądzę, że wielu fanów nie ma pojęcia, czego się spodziewać, jednak wiedzą, że każdy album Sepultury jest inny niż poprzedni. Sądzę, że to czyni nas lepszymi muzykami i przypuszczam, że to jest coś, czego oczekują nasi fani.
Wybieracie się na warszawski lub poznański koncert trasy jubileuszowej „Roots”?
Oceń artykuł