Który z superbohaterów jest utożsamiany z wydawnictwem Marvel? Wiele ankiet przeprowadzonych wśród fanów komiksów wskazuje jednoznacznie na Spider-Mana. I nic w tym dziwnego, ponieważ ten heros łączy w sobie wszystko co najlepsze w postaci superbohaterskiej z koncepcją everymana. W Polsce właśnie ukazał się siódmy tom serii znanej w naszym kraju jako "Amazing Spider-Man. Globalna sieć". Czy jest wart uwagi czytelnika?
Wydawnictwo Egmont rozpieszcza ostatnio fanów Marvela. W lipcu 2020 roku ukazało się bardzo wiele komiksów Domu Pomysłów. Znaczna większość była związana bezpośrednio z głośnym eventem "Tajne Imperium", w który Kapitan Ameryka okazał się faszystą i wieloletnim ukrytym agentem Hydry.
Zobacz: "Tajne Imperium" - [RECENZJA]
Nie inaczej jest w przypadku tomu zatytułowanego "Amazing Spider-Man. Globalna sieć: Upadek imperium". Komiks jest po części tie-inem tej ogromnej historii i stanowi jej uzupełnienie. Nie skupia się jednak na "Tajnym Imperium" w takim stopniu jak chociażby "Kapitan Ameryka: Steve Rogers. Tom 2", więc z powodzeniem można czytać ten komiks jako odrębną opowieść. Zbiorcze wydanie składa się z siedmiu numerów serii "The Amazing Spider-Man". W tomie siódmym zawarto historie zaprezentowane oryginalnie w numerach 29-32 i 789-791 (w trakcie wydawania powrócono do oryginalnej numeracji serii).
Scenarzystami "Upadku imperium" są niezwykle popularny wśród czytelników Marvela Dan Slott i Christos Gage. Obaj twórcy od lat pracują nad przygodami Spider-Mana, więc doskonale wiedzą, jak prowadzić tę postać. Za rysunki odpowiadają natomiast Stuart Immonen (w znacznej większości) i Greg Smallwood. Te nazwiska powinny już więc zapowiadać przyzwoitą komiksową wyżerkę.
Osoby czytające poprzednie tomy "Globalnej sieci" zapewne pamiętają, że komiks to kontynuacja głośnej serii "The Superior Spider-Man", w której Peter Parker umarł, a Doctor Octopus przeniósł do jego ciała swoją świadomość. Udając Spider-Mana, całkowicie odmienił życie herosa-nieudacznika. Skończył za niego studia doktorskie, zwiększył skuteczność zwalczania superprzestępców i co najważniejsze, zrobił z Parkera obiecującego biznesmena pokroju Tony'ego Starka. Założył bowiem Parker Insustries i pod tą marką produkował nową technologię, która zrewolucjonizowała cały świat.
Peterowi udało się jednak odzyskać swoje ciało. Przeżył szok, kiedy zdał sobie sprawę, że pod jego nieobecność jego życie zmieniło się nie do poznania. W poprzednich tomach czytelnicy mogli śledzić losy Petera, który pełni rolę dobrze prosperującego przedsiębiorcy, zakładającego w razie potrzeby strój Spider-Mana. Każdy fan Pajęczaka jednak wie, że nawet największa rewolucja w życiu Parkera musi się kiedyś skończyć, a każda zmiana wrócić do dawno ustalonego status quo.
I o tym w zasadzie jest siódmy tom "Globalnej sieci". Tytuł jest dwuznaczny. Chodzi bowiem nie tyle o upadek Tajnego Imperium dowodzonego przez Steve'a Rogersa, które pełni w tej historii marginalną rolę i jest w zasadzie lekkim dopowiedzeniem wydarzeń z crossovera, co o upadek finansowego imperium Spider-Mana. Do akcji wkracza bowiem nowy stary przeciwnik, który chce pogrążyć Parkera. Obserwujemy więc ostatnie chwile Petera na samym szczycie, a potem wracamy do tego, co jest najbardziej charakterystyczne dla postaci Spider-Mana.
Tom siódmy można fabularnie podzielić na trzy części. Pierwsza to wyżej wspomniany upadek Parker Industries, za którym stoi Superior Octopus, czyli Doc Ock, który powrócił w nowym sklonowanym ciele. Nie przypomina już pulchnego naukowca w zielonym kostiumie. Po czasie spędzonym w ciele Parkera nabrał wiele jego nawyków, które objawiają się chociażby nowym kostiumem, wyglądającym jak żywcem zdjęty z Parkera. Nie martwcie się jednak, bo nadal ma dużo ze starego, dobrego Octopusa. Jeśli tęskniliście za szaleńczymi wybuchami śmiechu godnymi prawdziwego superzłoczyńcy, to czytając ten komiks, będziecie zadowoleni.
To, że imperium Parkera upada nie jest żadną tajemnicą, ale nie będę zdradzał, jak do tego dochodzi. Peter traci prestiżowe stanowisko i uwielbienie tłumu, a Spider-Man gadżety, których nie powstydziłby się sam Iron Man. Wszystko wraca do "normy", co może przypaść do gustu fanom Pajęczaka, nieprzepadającym za odnoszącym sukcesy głównym bohaterem. W końcu cała siła Spider-Mana zawsze tkwiła w tym, że w gruncie rzeczy był zwyczajnym kolesiem, który tak samo, jak wszyscy miał prozaiczne problemy, przeżywał rozterki miłosne i czasami zapomniał zapłacić za czynsz.
Druga część to zdecydowanie krótszy fragment tego tomu. Skupia się na kolejnym klasycznym wrogu Spider-Mana - Green Goblinie. Norman Osborn jest w stanie zrobić wszystko, żeby odzyskać dawne szaleństwo i moce superłotra, który jako pierwszy odkrył tożsamość Spider-Mana. Chociaż ta część nie jest specjalnie spójna fabularnie z dwiema pozostałymi, stanowi ważne uzupełnienie, bo zapowiada powrót tego słynnego wroga Petera Parkera.
W trzeciej części jesteśmy świadkami pokłosia upadku Parker Industries. Peter znowu ląduje na samym dnie. Nie ma gdzie mieszkać, stracił pracę, jest spłukany i na domiar złego wszyscy wokoło go nienawidzą. W pewnym sensie odwracają się od niego wszyscy starzy przyjaciele. Nie zostaje jednak sam. Pomieszkuje u swojej nowej sympatii - Bobbi Morse znanej lepiej jako Mocking Bird. Jedyne co Peter ma od życia to bujanie się po Nowym Jorku w stroju Spider-Mana i walczenie ze złoczyńcami.
Fabuła nie jest więc kompletną całością i wyraźnie widać poszczególne mniejsze historie, z których składa się to zbiorcze wydanie. Tom ma więc epizodyczny charakter, co też jest w pewnym sensie powrotem do klasycznego ujęcia Spider-Mana. Z tego powodu klimat historii zmienia się w trakcie czytania. Pierwsza i druga część są zdecydowanie bardziej poważne od końcówki. Nie oznacza to jednak, że należy spodziewać się gęstej atmosfery rodem z "Tajnego Imperium". "Upadek Imperium" to typowy lekki, rozrywkowy komiks z masą akcji, charakterystycznych dla Pajęczaka dowcipów i fajnie wymyślonych interakcji pomiędzy bohaterami. Mimo numeru tomu z powodzeniem można czytać "Upadek imperium" jako zamkniętą całość. Tak bowiem dobrano poszczególne wątki, że czytelnik, który nie miał do czynienia z pozostałymi częściami, nie poplącze się w pajęczynie informacji i poczuje satysfakcję z lektury.
Tak jak wspominałem, ten tom spodoba się wszystkim, którzy mieli dosyć Petera Parkera - biznesmena. Slott i Cage w dość umiejętny sposób kończą to, co zostało rozpoczęte kilka lat wcześniej i bardzo organicznie wpływają na dobrze znane wody. Mimo niespodziewanego upadku imperium Parkera nie odczuwamy nagłego skoku fabularnego. Czytelnik wraz ze Spider-Manem wchodzi w nowy etap jego życia, który jak na ironię przystało, jest powrotem na stare śmieci.
I właśnie tu leży pies, a raczej pająk pogrzebany. Spidey zalicza kolejny "powrót do domu". Chociaż nie jest to pierwszy raz, kiedy twórcy serii odwracają jakąś rewolucję w życiu herosa, czytelnik nie ma poczucia wtórności, szczególnie osoba, która jest dobrze zaznajomiona z klasycznymi historiami ze Spider-Manem. Trzecia część tomu siódmego bazuje bowiem na sentymencie, ale nie jest to żadne tanie zagranie, tylko wielokrotnie puszczane oczko w kierunku wiernych fanów bohatera.
Poza tym Slott i Cage postanawiają odwrócić pewne utarte schematy z mitologii Spider-Mana. Po raz pierwszy w swojej karierze Spidey jest bardziej lubiany niż Parker. Kiedy cały świat nienawidzi Petera za to, że Parker Industries z dnia na dzień legło w gruzach, mieszkańcy Nowego Jorku wychwalają dokonania Spider-Mana. Ponownie powraca wątek Daily Bugle. Tym razem Peter zostaje zatrudniony nie jako fotograf, tylko szef działu prasowego technologii. Na każdym kroku widać też odniesienia do przeszłości Spider-Mana. Powracają nie tylko dobrze znani bohaterowie drugoplanowi, tacy jak ciocia May, Mary Jane Watson, Flash Thompson, Joe Robertson, Betty Brant, Liz Allan czy Harry Osborn, ale również pomniejsi przeciwnicy bohatera - między innymi Griffin czy Clash. Nie brakuje również wieloletniego przyjaciela Spider-Mana - Human Torcha z Fantastic Four i ich niezwykle skomplikowanej relacji, będącej połączeniem nastoletniej braterskiej miłości, z niezdrową samczą rywalizacją. Mimo że twórcy bazują na oklepanych schematach, tworzą świeżą historię, która daje radochę nie tylko osobom, mającym za sobą kilkaset numerów "The Amazing Spider-Man".
Rysunki Immonena i Smallwooda stoją jak zwykle na najwyższym poziomie. Ten pierwszy reprezentuje typową superbohaterską kreskę - czystą i przejrzystą, a czasami trochę przerysowaną, idealnie sprawdzającą się w ukazywaniu scen akcji, których w tym komiksie jest sporo, szczególnie na samym początku. Charakterystyczna maniera Smallwooda pojawia się tylko w historii Normana Osborna, ale pasuje do niej idealnie. Tworzy bowiem niepowtarzalny klimat, który uwypukla krótką, ale zaskakującą fabułę tej części "Upadku Imperium". Rysunkowo jest więc raczej spójnie, bo wątku rysowanego przez Smallwooda mógłby właściwie nie być i nie wpłynęłoby to znacząco na aspekt fabularny komiksu.
Polskie wydanie tego liczącego 160 stron komiksu nie powinno nikogo rozczarować. Miękka okładka idealnie pasuje do tak cienkiego tomiku. Gruby papier jak zawsze w pełni odwzorowuje pracę kolorystów. Do tłumaczenia Bartosza Czartoryskiego nie mam żadnych zastrzeżeń, chociaż denerwują niekonsekwentnie używane polskie wersje niektórych ksywek. Na szczęście spolszczenia pseudonimów postaci pojawiają się sporadycznie. Wśród dodatków nie zabrakło alternatywnych okładek komiksu. Wśród mini dzieł sztuki autorstwa Alexa Rossa, którego grafiki ozdabiają obwolutę tego wydania, pojawiły się prace takich artystów jak Francesco Mattina, Mike McKone, Rachelle Rosneberg, a nawet Steve Ditko.
Podsumowując "Amazing Spider-Man. Globalna sieć: Upadek imperium. Tom 7" nie jest komiksem wybitnym, ale nie takie było założenie twórców. Trzeba bowiem pamiętać, że to wycinek serii, która istnieje od prawie 60 lat. Tytuł jest typową niezobowiązującą, lekką, rozrywkową pozycją, którą połyka się za jednym razem, by umilić sobie wieczór. Iście filmowo narysowane sceny akcji spełniają swoją rolę, żarty śmieszą, a fabuła wciąga tak, że po zamknięciu komiksu z niecierpliwością chce się więcej przygód Pajęczaka.
Warunek jest jeden. Trzeba lubić tę postać i czerpać radość z tego typu komiksów. W przeciwnym razie "Upadek imperium" można sobie odpuścić, ponieważ nie jest to pozycja w żaden sposób przełomowa, ani ważna. Po prostu kolejny rozdział z życia jednej z najbardziej popularnych postaci Marvela. Miłośnicy Domu Pomysłów muszą natomiast sięgnąć po ten tytuł obowiązkowo, ale coś czuję, że nie trzeba ich do tego zachęcać.
Ocena: 7,5
Oceń artykuł