"Punisher" Tom 1: [RECENZJA KOMIKSU]

22.10.2021 15:38
Punisher. Tom 1 Fot. Egmont Polska/materiały prasowe

"Punisher" Tom 1 to najnowszy komiks o mścicielu Marvela od wydawnictwa Egmont Polska. Jak prezentują się przygody Franka Castle od Gartha Ennisa i Steve'a Dillona? 

Punishera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Socjopatyczny mściciel w brutalny sposób mordujący wszelkie szumowiny to jedna z wizytówek Marvel Comics. Przedstawiać nie trzeba też nikomu Gartha Ennisa i Steve'a Dillona. Tych dwóch twórców powołało do życia wiele tytułów, które zapisały się w historii komiksu. Co jednak wynikło z połączenia legendy Domu Pomysłów z legendami historii obrazkowych?

"Punisher" Tom 1: recenzja komiksu Marvela 

Nie trzeba długo się zastanawiać, żeby odpowiedzieć, że natychmiastowy klasyk, jakim są przygody Franka Castle zawarte w wydanym przez Egmont Polska komiksie "Punisher" Tom 1. Tym razem mamy do czynienia z fragmentem zebranego jakiś czas temu omnibusa "Punisher by Garth Ennis". W polskim wydaniu znalazło się 12 numerów solowej serii Punishera z 2000 roku, pierwsze pięć numerów serii z 2001 roku oraz awansem załapał się klasyczny one-shot z 1995 roku rozgrywający się w alternatywnym świecie zatytułowany "Punisher Kills the Marvel Universe". Ponadto warto mieć na uwadze, że na podstawie zaprezentowanych w tomie pierwszym serii, powstał taki sobie film z Thomasem Jane'em w roli głównej i świetna gra wideo z 2004 roku.

"Punisher" Tom 1 składa się więc z historii, które fanatycy tytułowego bohatera i regularni czytelnicy Marvela mogą już doskonale znać. Co nie zmienia faktu, że mimo 20 lat na karku dania głównego w postaci całego volume'u 5 i fragmentu volume'u, nie straciły wyśmienitego smaku, chociaż trzeba pamiętać, że nie każdemu będą one smakowały. Tak samo jak deser - "Punisher Kills the Marvel Universe". Ale po kolei.

Egmont Polska/materiały prasowe/Punisher. Tom 1 Fot. Egmont Polska/materiały prasowe/Punisher. Tom 1

Dwie zamieszczone w zbiorze serie ukazały się w ramach Marvel Knights - imprintu Marvela, który powstał na początku XXI wieku, by tchnąć w superbohaterskie historie Domu Pomysłów modny wówczas mrok i brutalizm. Po sukcesie komiksu "Preacher" autorstwa Ennisa i Dillona, czuwający nad marką Joe Quesada oraz Jimmy Palmiotti (który jest inkerem większości rysunków w tym zbiorze) wiedzieli, że muszą zaangażować dwóch twórców, by powołali do życia nowe wcielenie Punishera. Pod koniec lat 90. pojawiła się niesławna seria, w której Castle stał się aniołem śmierci (dosłownie) i Marvel próbował się jakoś z tego ambarasu wykręcić.

Ennis i Dillon przyjęli propozycję i powołali do życia pierwszy numer odświeżonego Punishera, który stał się hitem. Odświeżenie było wyłuskaniem z postaci tego, co stanowiło o jej popularności i połączenie tych cech ze specyficznym stylem obu artystów, mających zamiłowanie do opowieści pełnych makabry, psychopatów i pomysłów rodem z koszmarów. Punisher wrócił więc do korzeni, ale jeszcze bardziej brutalny, krwiożerczy i niepowstrzymany. Wszystko to zostało doprawione momentami chorym poczuciem humoru i swego rodzaju apoteozą premocy.

Fabuła serii z roku 2000 i jej następczyni nie jest zbyt skomplikowana. Pierwszy volume opowiada o wojnie Punishera z mafijną rodziną Gnucci, której przewodzi apodyktyczna Mateczka. W drugim Frank musi udać się na wyspę zamieszkaną przez największych skurczybyków na Ziemi, by przy okazji zatrzymać atak terrorystyczny powołany do życia przez psychopatycznego generała Kreigkopfa. Komiks jest przeznaczony dla czytelników dorosłych, obie serie obfitują w brutalną przemoc, pokręcone poczucie humoru, niekiedy naprawdę obleśne żarty, w pewnym wątku ocierające się o nieuświadomioną transfobię, ale nie spodziewajcie się poziomu znanego z "Preachera". Prawdę mówiąc, nawet "Punisher MAX" był pod tym względem o wiele bardziej ordynarny, barbarzyński, a co za tym idzie realny.

Ennis postanowił połączyć mroczny klimat z czysto rozrywkowym podejściem do tematu Punishera, o czym sam wspomina w dwóch zawartych w dodatkach tekstach na temat serii. Scenarzysta nie gloryfikuje przemocy, ani tytułowego bohatera. Pokazuje jego świat taki, jakim jest. Pomysłowe próby eliminowania przeciwników Punishera, są kołem napędowym historii obu serii. Czytanie tego zboru przypomina oglądanie przygód Toma i Jerry'ego, albo walk wrestlerów. Im brutalniej, tym lepiej, o ile wszyscy zdają sobie sprawę, że całość jest tylko zabawą.

Oczywiście zbirom, którzy stają na drodze Punishera dzieje się niekiedy straszliwa krzywda. Oczywiście Castle morduje zastępy wrogów z zimną krwią, wypowiadając czasami słowa, których nie powstydziłby się Ed Kemper, ale pojawiają się wątki humorystyczne (oczywiście w typowy dla Ennisa sposób), które rozładowują klimat wprowadzony przez rzeź przewijającą się w kolejnych kadrach. Chociaż ton jest jak najbardziej poważny, czytelnik od początku wie, że Punisher wyjdzie cało z każdej sytuacji i bardziej od samego rozwoju fabuły, czy postaci, bawić go będą wymyślne sposoby mordowania i przechytrzania przeciwników. Oczywiście o ile w ogóle bawią go takie rzeczy. I właśnie z tego powodu "Punisher". tom 1 nie jest komiksem dla wszystkich.

Egmont Polska/materiały prasowe/Punisher. Tom 1 Fot. Egmont Polska/materiały prasowe/Punisher. Tom 1

Osoby, które wolą kolorowych herosów znajdą tu również coś dla siebie. Występ gościnny zalicza nie tylko Daredevil, ale również Spider-Man. Ennis cynicznie wykorzystał zabieg, polegający na zwiększeniu sprzedaży komiksu za pomocą cameo popularniejszych superbohaterów, ośmieszając śmiałka z Hell's Kitchen i Pajączka. Miłośnicy serialu "Daredevil" z Netflixa odnajdą w tym komiksie źródło inspiracji, jednej z pamiętnych scen sezonu drugiego. O wiele więcej występów gościnnych pojawia się w "Punisher Kills the Marvel Universe".

Tej historii należy się jednak osobny akapit. W zasadzie można ją potraktować jako dodatek, bo jedyne co ją łączy z dwoma volume'ami opowieści o tytułowym pogromcy to nazwisko scenarzysty. "Punisher Kills the Marvel Universe", jak sama nazwa wskazuje, pokazuje Franka Castle jako osobę, która postanawia zemścić się na wszystkich superludziach żyjących na Ziemi. W alternatywnym świecie, w którym rozgrywa się opowieść, walka herosów doprowadziła bowiem do śmierci żony i dzieci protagonisty. Wspomagany przez inne ofiary superbohaterów, postanawia poświęcić swoje życie i wyeliminować wszystkich nadludzi - bez względu czy to herosi, czy złoczyńcy. Jak nietrudno się domyślić, udaje mu się to.

Chociaż one-shot nie jest kamieniem milowym w historii Marvela, zyskał uznanie, szczególnie u fanów Punishera i często jest przywoływany pośród najsłynniejszych historii antybohatera. Autorem rysunków do tego komiksu jest Doug Braithwaite, którego ekspresyjna kreska typowa dla lat 90., znacznie różni się od tego, co zaproponował Dillon.

Egmont Polska/materiały prasowe/Punisher. Tom 1 Fot. Egmont Polska/materiały prasowe/Punisher. Tom 1

Dillon - nieżyjący już artysta, słynął ze swojego niezwykle czystego stylu, cechującego się cienkimi liniami i klarownością przekazu. W pierwszym tomie "Punishera" prezentuje swoją manierę w szczytowej formie, budując tym samym ciekawy kontrast ze wszystkimi okropnościami, które rysuje. Bohaterowie zdają się mieć szaleństwo w oczach, a wszystkie sytuacje, które spotykają Punishera, są jednocześnie realistyczne i komiksowo przerysowane. Nie wszyscy muszą lubić styl Dillona, ale nie można odmówić mu umiejętnego budowania klimatu świata stworzonego przez Ennisa.

Osobną kwestią jest tłumaczenie komiksu przygotowane przez Marka Starostę. Z grubsza wszystko się zgadza, tłumacz może nie wchodzi w zawiłości językowe niektórych bohaterów, w oryginale posługujących się różnymi dialektami, ale na polskie standardy jest OK. Niestety po oczach uderza typowa dla polskich przekładów niekonsekwencja. Jedne pseudonimy są pozostawione w oryginale - chociażby Punisher, a inne nie, jak idiotycznie brzmiący Wyrównywacz Rachunków (po angielsku... Mr. Payback). Oczywiście w zamyśle Ennisa ten naśladowca Punishera w amatorskim kostiumie, miał być częściowo zabawną karykaturą samozwańczego stróża sprawiedliwości, ale po polsku jego ksywa brzmi, jakby wymyślił ją 5-latek, bawiący się w superbohaterów. Podobnie jest z tłumaczeniami tytułów poszczególnych zeszytów. Jedne są spolszczone, inne nie.

Nad tego typu sytuacjami można jednak przejść do porządku dziennego, bo wielokrotnie się pojawiają w polskich wydaniach komiksów. Nie rozumiem jednak, dlaczego Namor Sub-Mariner - heros, który istnieje od lat 40. XX wieku, jeden z symboli klasycznych historii Marvela, został przetłumaczony jako... Namor Podwodnik. Przypomina mi to jedną z redakcyjnych zabaw, kiedy dla żartu wchodziliśmy w skórę polskich tłumaczy filmów superbohaterskich i wymyślaliśmy jakie idiotyzmy mogą czekać nas w przyszłości. Oprócz Jopka (Joker, a jakże) pojawił się Roman Podwodniak (Namor to od tyłu Roman). Coś, co było absurdalnym dowcipem, zmaterializowało się na moich oczach.

Przyczepić nie można się jednak do technicznej strony polskiego wydania. Twarda, miła w dotyku okładka, wysokiej jakości papier i prawie 500 stron klasycznego Punishera okraszonego dodatkami za trochę ponad 100 złotych, to naprawdę dobry deal. Wśród oryginalnych (Tim Bradstreet) i alternatywnych okładek (Dillon) otrzymujemy również przemowę do omnibusa autorstwa Palmiottiego, wcześniej wspomniane teksty Ennisa, fragment scenariusza jednego z numerów oraz bardzo ciekawy pitching scenarzysty, w którym pojawia się wiele oryginalnych pomysłów, finalnie niewykorzystanych w serii.

"Punisher" Tom 1 pozwala fanom Franka Castle nadrobić serię sprzed 20 lat, jeśli do tej pory nie udało im się przeczytać owocu pracy Ennisa i Dillona. Klasyk, który wypada znać, jeśli chce się nosić miano (pełnoletniego) fana Marvela, zbiór charakterystyczny dla komiksów początku XX wieku i gratka dla miłośników brutalnego kina akcji. Osoby zaznajomione z zawartymi w tomie historiami mogą sobie odpuścić to wydanie, no, chyba że są kolekcjonerami i od dawna marzyli o zbiorczym wydaniu współcześniejszych przygód Punishera na półce.

O ile nie brzydzicie się przemocą i nie uważacie Punishera za psychopatycznego faszystę, który powinien zgnić w więzieniu, komiks sprawi wam dużo frajdy, bo to niezobowiązująca, niedziałająca zbyt silnie na psychikę, rozrywkowa historia pełna brutalności z rysunkami jednego z najbardziej charakterystycznych rysowników, jakich zaprezentował Marvel.

Ocena: 7,5/10*

*10/10, o ile kochasz Punishera nad życie

Sergiusz Kurczuk
Sergiusz Kurczuk Redaktor antyradia
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.