Matthew Greywolf (Powerwolf): Aby przezwyciężyć grzech, musisz go wyznać [WYWIAD]

Gitarzysta Powerwolf specjalnie dla Antyradio.pl powiedział o najnowszym albumie swojego zespołu, „The Sacrament Of Sin”.
Ten rok z pewnością na metalowej scenie należy do Powerwolf. Siódmy album studyjny niemieckich powermetalowców, „The Sacrament Of Sin” ukazał się 20 lipca 2018 i zebrał znakomite recenzje. Wielu fanów uważa, że to jak na razie szczytowe osiągnięcie zespołu spod znaku wilka.
O kulisach „The Sacrament Of Sin” specjalnie dla Antyradio.pl opowiedział gitarzysta Powerwolf, Matthew Greywolf.
Matthew Greywolf (Powerwolf) – wywiad dla Antyradio.pl
Na krążku zespół przygotował wiele niespodzianek, jeśli chodzi o brzmienie. Pojawiła się na nim pierwsza ballada w dorobku Powerwolf – „Where The Wild Wolves Have Gone”. Zespół złagodniał? Nic z tych rzeczy!
Nagraliśmy balladę z prostego powodu – bo tego chcieliśmy (śmiech) Rozmawialiśmy o tym w zespole od kilku lat. Wszyscy jesteśmy fanami rockowych i metalowych ballad.
Uważam, że „The Sacrament Of Sin” to wciąż typowy album Powerwolf. Ale są nowe elementy. Są orkiestracje, fortepian, nawet dudy [w utworze „Incense & Iron”].
Za brzmienie płyty odpowiada dobrze znany na metalowej scenie fachowiec. Jens Bogren produkował albumy takich wykonawców, jak Opeth, Paradise Lost, Katatonia, Kreator, Soilwork, Sepultura i Dragonforce, po raz pierwszy miał jednak okazję pracować z Powerwolf.
Jens jest perfekcjonistą jako producent, zależy mu na jak najlepszym wykonaniu. Nigdy wcześniej nie nagrałem aż tylu partii gitarowych na jeden album.
Dzisiaj utwory nagrywa się partia po partii i składa w całość. Jens ma podejście, które jest powrotem do starych, dobrych czasów, gdy nagrywało się całą piosenkę od razu. Nie chce nagrywania osobno solówek, gitary rytmicznej i tak dalej. Jemu zależy na feelingu grania na żywo.
Poprzednie 6 albumów robiliśmy z tym samym teamem, z producentem Fredrikiem Nordströmem. Ale poczuliśmy, że czas zrobić coś nowego.
Praca w nowym studiu jest ekscytująca, bo nie wiesz, jak będzie wyglądała i co się wydarzy. Nie znaliśmy Jensa, więc przedtem dużo rozmawialiśmy, co było bardzo odświeżające. Zaczynaliśmy nagrywać o 10.00 i pracowaliśmy do późnych godzin. Ten facet chyba nigdy nie śpi! Moim zdaniem to była idealna współpraca.
Album nagrywano w studiu Fascination Street w Göteborgu. Choć Powerwolf powstał w Niemczech, to większość swoich albumów studyjnych nagrał w tym szwedzkim mieście. Czy Szwecja to idealne miejsce do nagrywania metalu? Matthew komentuje:
Nie wiem. Powiedziałbym, że to czysty przypadek, że dwóch naszych producentów mieszka w Szwecji. Nie wybraliśmy ich dlatego, że są Szwedami. Ale musimy przyznać, że w Szwecji mieliśmy doskonałe warunki do nagrywania. Było to studio pośrodku niczego – w pobliżu nie było żadnych klubów, nie było gdzie się napić (śmiech). Brakowało tylko wilków na zewnątrz (śmiech). Mogliśmy się zatem skupić na nagrywaniu i wykonywaniu muzyki.
Tytuł albumu, „The Sacrament Of Sin”, ma wyraźne konotacje religijne, a wśród utworów na płycie znajduje się utwór „Killers With The Cross”. Jaki stosunek ma Powerwolf do chrześcijaństwa? Gitarzysta odpowiada:
To trudne pytanie. Nie chcę osądzać religii, bo moim zdaniem to bardzo prywatna sprawa. Każdy z nas ma jakieś poglądy na sprawy duchowe i religijne.
Nie krytykujemy ani nie chwalimy żadnej konkretnej religii. Ale możemy pisać z historycznego punktu widzenia i pisać o religii w kontekście historycznym.
Jeśli chodzi o genezę tytułu, „Sakrament grzechu”, to jest to odniesienie do katolicyzmu. Kościół przyjmuje, że człowiek rodzi się grzesznikiem. Aby przezwyciężyć grzech, musisz go wyznać. To bardzo interesujący koncept.
Niestety, w Polsce zbyt często zdarza się, że zespoły metalowe są utożsamiane z satanizmem, a ich koncerty wywołują gwałtowne protesty. Czy Powerwolf miał w Europie podobne problemy?
Jeszcze nie. Nie mieliśmy na razie problemów, bo w każdym wywiadzie i w rozmowach z fanami podkreślamy, że absolutnie szanujemy każdą religię i nie krytykujemy nikogo. Po prostu opowiadamy historie z przeszłości. Każdy z nas ma swój własny pogląd na duchowość i religię, ale respektujemy każdą jej formę.
Okładka albumu przedstawia zespołową maskotkę, wilkołaka, który niczym władca marionetek steruje ludźmi i diabłem. Trudno uciec od skojarzeń od pewnej klasycznej heavymetalowej okładki… Co na to Matthew?
(śmiech) To przypadek. Rzeczywiście, jest porównywana często do okładki „The Number Of The Beast” Iron Maiden. Zabawne, ale zupełnie nie mieliśmy tego na myśli, kiedy wpadł nam ten koncept do głowy.
Myślę, że bycie porównywanym do Iron Maiden to zawsze dobra rzecz. A ta okładka jest ikoniczna – pochodzi z 1982 roku, a ludzie wciąż ją pamiętają. Można więc potraktować naszą okładkę jako pewnego rodzaju hołd dla Iron Maiden.
Ten zespół uczynił ze mnie fana metalu. Moim pierwszym winylem był „Piece Of Mind” Maidenów.
Specjalna edycja „The Sacrament Of Sin” zawiera dodatkową płytę pod tytułem „Communio Lupatum”. Znalazły się na niej utwory Powerwolf z poprzednich albumów w wykonaniu zaprzyjaźnionych zespołów, m.in. Epiki, Heaven Shall Burn, Amaranthe, Eluveitie i Kadavar. Jak doszło do powstania tego albumu?
Pomysł pojawił się na naszej trasie z Epiką. Zagrali nasz utwór na próbie i byliśmy pod wielkim wrażeniem, bo to brzmiało fantastycznie. Na jakiejś imprezie ktoś rzucił hasło – a może by tak zrobić cały album? Zaczęliśmy zapraszać coraz więcej zespołów, z którymi byliśmy jakoś związani, które były z nami zaprzyjaźnione, z którymi mieliśmy dobre doświadczenia na trasach.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu. Wszystkie zespoły nagrały covery we własnych stylach. Płyta ukazuje wielką wspólnotę na metalowej scenie. Jesteśmy jedną rodziną.
Powerwolf – koncert w Polsce
Polscy fani Powerwolf jeszcze w tym roku będą mogli zobaczyć zespół w naszym kraju. Metalowe wilkołaki zagrają 1 listopada 2018 w Warszawie, w klubie Progresja.
Oceń artykuł